Nalałam sobie lampkę czerwonego wina i usiadłam na tarasie bezmyślnie spoglądając na falującą w oddali sylwetkę Manhattanu. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zaduch, a w panującej dookoła ciszy nie słychać było nawet brzęczenia owadów, które najprawdopodobniej poszły po rozum do głowy i na czas upałów w Nowy Jorku odleciały do zimnych krajów. W głowie kotłowały mi…